Komunikacja bez wymiany równorzędnej

Tekst o poznańskich eksperymentach muzycznych trafił już do oficjalnego obiegu, jednak pisanie o zjawisku tylko w odniesieniu do Penerstwa wydaje się być (trochę) zbrodnią.

Trudno poruszyć temat bez wymieniania takich nazwisk jak Bąkowski, Bosacki, czy Smoleński, ale należy pamiętać, że w ich twórczości muzyka funkcjonuje jako element większej, interdyscyplinarnej całości. Mimo wszystko, można zauważyć, że działają też inni ludzie, dla których dźwięk jest podstawą i – nazwijmy to tak – punktem wyjściowym. Co więcej, nie chodzi tu tylko o efekt, brzmienie końcowe, ale sam proces wydobywania tego brzmienia, jego funkcjonowanie, techniki przekazu i… próby zdefiniowania. W tym miejscu można wymienić co najmniej trzech panów: Piotra Tkacza, Huberta Wińczyka i Patryka Lichotę. O twórczości całego tria, a także wszystkiego, co wydarza się dookoła, można przeczytać w gazecie Podotykaj sobie Poznań, a tutaj zarys działalności pierwszego z nich.

winczyk
Foto: występ Huberta Wińczyka
Niekoniecznie rozgraniczam dźwięk i muzykę. Gdy ktoś mówi o moich koncertach, że „to nie jest muzyka”, to ja się zgadzam. Interesuje mnie dźwięk we wszystkich przejawach i okolicznościach – jako wymiar, sytuacja, która składa się z wielu elementów. Ta strona teoretyczna jest dla mnie ważna, na pewno mnie inspiruje, choć często nie bezpośrednio. Jeśli chodzi o praktykę, to jest też taka idea „dźwięk sam w sobie”, co może oznaczać, że dźwięk jest zupełnie osobnym bytem, nieprzekładalnym. To jest w sprzeczności z tym, co wcześniej przywołałem i może paradoksem jest powoływać się na oba podejścia naraz, ale mi to nie przeszkadza. No i jeszcze w improwizacji jako metodzie dźwięk jest oczywiście sposobem komunikacji, ale też dla mnie znacząco innej niż komunikacja werbalna, bez łatwych do wyszczególnienia elementów, odpowiedników zdań itd. Nie przebiega ona, przynajmniej w moim przypadku, wedle reguły jasnych pytań i odpowiedzi, czy wymiany równorzędnej.
– tyle, jeżeli chodzi o próbę zdefiniowania podejścia do brzmienia. Zastanawiający jest jednak sam motyw komunikowania się, bo czysta ciekawość mimo wszystko nasuwa myśl: no dobrze, ale chyba tego typu eksperymenty są odpowiedzią na coś, bądź opowieścią o czymś.
Jeżeli mowa o improwizacji, to na pewno te dźwięki na coś muszą być reakcją. Tylko, że nie zawsze na dźwięk zagrany przez kogoś – czasem są reakcją na moje znudzenie tym, jak ta improwizacja przebiega, czyli nie odnoszą się bezpośrednio do konkretnego elementu.  Natomiast w ogólności moje utwory są na pewno wypowiedzią, właśnie „pewnego rodzaju” – ale to bardziej zależy od tego, jaką ramę interpretacyjną sobie założyć.
Czy w takim razie nie jest tak, że wykorzystywanie dźwięku do zgłębienia jego zagadnienia można zinterpretować jako specyficzną formę krytyki muzycznej, właśnie poprzez samą muzykę?

Dla mnie to nie jest meritum na pewno, ale po części jest to prawda, nawet jeśli tylko siłą rzeczy. John Butcher, improwizator, którego bardzo cenię, powiedział kiedyś, że zawsze jest tak, że twoja muzyka jest przeciwko innej muzyce, że poniekąd grasz przeciwko komuś.

Skoro mowa o tym, co nie jest meritum, to warto skupić się na tym, co jest lub mogłoby nim być:

Z perspektywy czasu pewnie będzie łatwiej odpowiedzieć, ale na teraz powiedziałbym, że robienie. Mnie interesuje bardzo praktyczny wymiar tego wszystkiego: sprawy logistyczne, backstage’owe, organizacyjne. To, że ludzie gdzieś przychodzą, poświęcają czas i/lub pieniądze oraz energię. Mnie po prostu cieszy, że biorę udział w czymś, co staje się jakimś faktem, istnieje realnie, a że akurat interesuję się dźwiękiem najbardziej, to te rzeczy przybierają często kształt koncertów.

Trzeba przyznać, że jest gdzie przychodzić i czego słuchać. Piotr Tkacz udziela się w wielu projektach, kilka z nich założył i choć każdy ma inną specyfikę, to jednak zawsze chodzi o eksperyment, zabawę formą, wykorzystanie dźwięku niekoniecznie w celu stworzenia melodii, nadania rytmu.

Tych projektów jest tyle, bo każdy z nich jest z kimś innym. Poza tym, staram się zróżnicować instrumentarium używane w tych przedsięwzięciach. To jest mój wkład, żeby zmierzały one w różne strony.

I w jakie strony zmierzają?

Radioda, duet z moim bratem, gdzie używamy tylko radioodbiorników, to przedzieranie się przez bogactwo eteru, a także wyzyskiwanie „muzycznego” potencjału przedmiotów. Tutaj zwłaszcza jest to ważne, bo radio to przecież odbiornik, a my używamy go jak instrumentu. Używamy także pilotów, komórek, aparatów do wpływania na jego sygnał. Zauważam coraz częściej, że myślę o graniu jako o podróży – w tym przypadku jest to przemieszczanie się czasami jakby za pomocą teleportacji, tylko niezamierzonej, bez określenia celu. Lekkie przekręcenie gałki i już jest zupełnie inny dźwięk – inna rzeczywistość, bo np. trafiam na stację radiową, gdzie jest wywiad z Leszkiem Millerem. Fascynują mnie związki dźwięku i przestrzeni, co dla mnie materializuje się w trio Kurort, z Patrykiem Lichotą i Pawłem Bukowskim. Po pierwszych spotkaniach zrezygnowałem z gramofonu i zacząłem dobierać nieco inne przedmioty, często pochodzenia naturalnego (kamienie, liście, kwiaty, muszle, patyki, orzechy). W Kurorcie inspirujemy się atmosferą wakacji, otoczką towarzyszącą wypoczywaniu, podróżom, przy czym nie musi to być słoneczny wywczas na plaży, ale też np. samotny wyjazd do małej mieściny po sezonie. No i Kurort ma swój tzw. aspekt performatywny, bo na koncerty przebieramy się i nieco dostosowujemy przestrzeń za pomocą rekwizytów. Revue svazu českých architektů, duet z Hubertem Wińczykiem, też odwołuje się do miejsc, ale nie bezpośrednio, bo przez ich przedstawienia – plany architektoniczne. Można powiedzieć, że gramy zakomponowane improwizacje, a plany traktujemy jak partytury graficzne. Stupor, czyli trio z Lichotą i Fryderykiem Liskiem, to – jak sama nazwa wskazuje – muzyka jako pewien stan. Nie dyskutowaliśmy o tym z chłopakami, więc może to tylko moje wrażenie, ale powiedziałbym, że staramy się zawęzić pole brzmieniowe. Brzmieć jak najbardziej razem, co jest utopijne, bo każdy z nas jest autonomiczny, ale dla mnie to interesujące wyzwanie. Jest jeszcze bardzo młody projekt z demonszy, który nie może się na razie dorobić nazwy i też chyba za wcześnie, żeby coś o nim mówić, poza tym, że tu znów zrezygnowałem z gramofonu na rzecz małych instrumentów. Zresztą, ciągle szukam nowych okazji do grania, zaczynam projekt z wokalistką. jestem otwarty na spotkania z kolejnymi muzykami.

Dużo treści naraz, więc na koniec najważniejsze: na bandcampie można tego wszystkiego posłuchać.

Dodaj komentarz