Twin Peaks: The Return – Pierwsze wrażenia

Po ponad 25 latach oczekiwania wreszcie nadeszło. Twin Peaks na miarę XXI wieku. Czy tym po prawdzie jest, czy może to tylko kolejny przypadek odcinania kuponów od znanej marki? Po czterech pierwszych odcinkach wypuszczonych 21 maja, większość fanów zapewne ma już na ten temat wyrobioną opinię.

Po raz pierwszy genialny umysł Davida Lyncha, pomysłodawcy projektu dostaje całkowicie wolną rękę w kreowaniu wielowątkowej opowieści w swojej unikalnej rzeczywistości filmowej. Oryginalne Twin Peaks było w chwili premiery czymś zupełnie odmiennym od wszystkiego, do czego przyzwyczaili się widzowie telewizyjni do tej pory. Jednocześnie w tak konserwatywnym medium, nietuzinkowe dzieło musiało napotkać na swojej drodze wiele ograniczeń. Konieczne było wpasowanie się w pewne obowiązujące formaty realizowania serialu dla mainstreamowej stacji – reguły gatunkowe, sprawdzone schematy narracyjne, melodramatyczne chwyty, zrozumiałe i rozpoznawalne dla widza typy wątków, klarowne odpowiedzi.. Był to swoisty pastisz opery mydlanej, któremu status kultowości zapewniło znamię artystyczne wizjonerskiego reżysera.

The Chromatics in a still from Twin Peaks. Photo: Suzanne Tenner/SHOWTIME
Foto: IMDb

Kiedy jednak twórca odsunął się od projektu, serial wyraźnie zaczął zjadać własny ogon. Tak było kiedyś. Tym razem jesteśmy w złotej erze telewizji, czasach rosnącej wolności twórczej i możliwości przedkładania wartości artystycznej nad oglądalność. Pożegnajcie się z przyciągającą natychmiastowo do ekranu zagadką kryminalną ustawioną w pierwszych minutach pilota, z przejrzystością fabuły, cliffhangerami i jednoznacznymi ich rozwiązaniami. Zanurzamy się po uszy w świat Davida Lyncha – albo jesteście na pokładzie całymi sobą, albo będziecie musieli zacząć szukać dla siebie innego serialu.

Zamiast jak dawniej spokojnie zaznajomić widza z przestrzenią i bohaterami, miarkować oniryczny klimat, powoli wprowadzać do świata przedstawionego więcej motywów nadnaturalnych.. rzućmy go na głęboką wodę. Miotajmy nim od lokacji do lokacji, od potencjalnego wątku do kompletnego surrealistycznego odjazdu, od rzeczywistości do zaświatów, od jednego skojarzenia filmowego do drugiego. Pozwólmy mu mylić tropy, szukać znaczeń na własną rękę, czy to dzięki znajomości serialu, filmografii reżysera czy przede wszystkim własnej wyobraźni. To zdaje się mieć w planach Lynch. Już w pierwszych dwóch godzinach przenosi nas od fałszywych stref komfortu dawnego miasteczka Twin Peaks, postaci które pamiętamy (Ben Horne, Hawk, Lucy, Denise czy Pieńkowa Dama) próbujące odnaleźć się w nowej rzeczywistości, przez zupełnie nowych, obcych nam bohaterów, aż po tych, których z pozoru kojarzymy, ale w rzeczywistości zmienili się nie do poznania (na czele z poczciwym agentem Coopem). Później miast konsolidować, wyznaczać wątki główne i poboczne – mnoży kolejne absurdalne sytuacje i postacie, nie pozostawiając widzowi żadnych wskazówek do tego, na czym ma się skupić.

mv5bn2ixzdi5nmitnznjzi00zwu1ltgwzdmtngm5mju2ndrmytcxxkeyxkfqcgdeqxvymjc2ntc3nda-_v1_sx1500_cr001500999_al_
Foto: IMDb

Czy w tym całym szaleństwie jest jakaś metoda? To właściwie niemożliwe do obiektywnego stwierdzenia, nawet gdy zobaczymy nowy sezon w całej okazałości. W końcu do dzisiaj trwają gorączkowe dyskusje czy w filmach takich jak Eraserhead czy Zagubiona Autostrada jest jakieś zakodowane znaczenie, czy może David Lynch to pospolity hochsztapler. Tak samo będzie z nowym Twin Peaks. O ile w przypadku tego starego dało się rozmawiać o konstrukcji fabuły czy konsekwencjach dramaturgicznych jak w każdym innym serialu, odkładając na bok wszelkie nadające pikanterii niedopowiedzenia, o tyle nowe odcinki są jednym wielkim niedopowiedzeniem. Lynch puścił wodze fantazji nie tylko na poziomie scenariusza, ale również jeśli chodzi o stronę techniczną. Znajdziecie tu charakterystyczne dla niego dezorientujące ruchy kamery, statyczne ujęcia i celowo dysonansowe efekty specjalne.

Owa „lynchoza” może dla niektórych przygnieść całość aż nadto. Mroczna, psychodeliczna atmosfera i olbrzymie zagęszczenie ciężkich do strawienia obrazów czyni oglądanie kolejnych godzin Twin Peaks autentycznie wyczerpującym doświadczeniem. Nie ma tu obecnego w oryginale campowego sznytu, niezręcznie tragikomicznych scenek czy przysypanego lukrem licealnego romansu. I może też tego swoistego luzu, pewnych namiastek komfortu miasteczka brakuje w niepohamowanej wizji reżysera. Jeśli jakiś uśmiech pojawi się nam na twarzy podczas seansu, będzie to uśmiech niespokojny i pełen obaw dotyczących tego, co nas dalej czeka. Można by powiedzieć, że przez maksymalną kontrolę twórczą Davida, serial stracił wiele ze swojego uroku, wynikającego z dawnych niedoskonałości. To już nie siermiężna, płasko nakręcona opera mydlana na kilku setach, a perfekcyjnie rozplanowane dzieło, wielkoskalowy, surrealny horror. Nie wszystkim fanom oryginału taka wersja przypadnie do gustu.

mv5bndgxmzmwmtgzof5bml5banbnxkftztgwndgwmjkzmji-_v1_
Foto: IMDb

Jeśli jesteście oddanymi fanami twórczości Davida Lyncha, nie muszę was do jego najnowszej produkcji przekonywać. Na pewno spełni wasze wszelkie oczekiwania, bo jest prawdziwie bezkompromisowym dokonaniem jego artystycznej drogi. Całej reszcie radzę podchodzić do serialu z dużą ostrożnością i jeśli pierwsze dwie godziny nie będą dla was wystarczająco zajmujące albo zbyt ekstrawaganckie, to kolejne tym bardziej nie zmienią waszego zdania.

Dodaj komentarz